Znów zaczy­na­ją się te cięż­kie dni. Skó­ra mi mato­wie­je i zła­zi. Nic mi się nie chce. Duży dał wita­min­ki, wap­no i włą­czył fon­tan­nę. Tak lepiej. Cóż, my legwa­ny tak mamy. Ale za to jaki będę pięk­ny póź­niej. Haaa. Idę kon­tem­plo­wać na gałąź. Duży je obiad, kudła­ta się gapi na Duże­go — pew­nie też chce jeść. Za oknem sza­ro. Nic się nie chce. Duży też popadł w jakąś zadumę.

- Duży — idź po coś dobre­go do ogród­ka. Urwij sobie jakiś deser, a dla mnie coś pikant­ne­go pro­szę. Może być pokrzywa.

Ruszył się i przy­niósł. Świe­żut­ka, zie­lo­na pokrzyw­ka. Dla mnie to tak, jak dla Duże­go ogó­rek małosolny.